Zdarzenie miało miejsce późnym wieczorem na skraju niewielkiej, położonej w leśnej głuszy wsi. Świadkami tego zdarzenia było siedem osób, 5-ciu młodych mężczyzn oraz dwie kobiety, którzy jechali służbowym samochodem (marki Żuk) w stronę Buska Zdroju. Noc była ciemna, po deszczu, lecz widoczność dobra. Gdy ok. godz. 22:20 przejeżdżali przez Młynek, postanowili zatrzymać się na poboczu szosy, na skraju wsi. Wyłączono silnik i światła samochodu. Po chwili jeden ze świadków dostrzegł, że coś się jarzy nad stodołą znajdującą się na polu, w odległości 40 m od świadków. Nad dachem na tle ciemnego nieba pojawiło się niebieskie, słabo świecące światełko, przypominające świecenie fosforyzujących wskazówek zegarka które nie oświetlało okolicy. Obiekt był w kształcie prostokąta wielkości 50-70 cm. Po krótkiej chwili światło zniknęło, a świadkowie ujrzeli jak nagle pojawiły się dwa bądź trzy oślepiające strumienie światła. Były one płaskie, skierowane w dół, jakby ucięte od góry i przypominały ognie z palników acetylenowych. Strumienie powoli obniżały się w kierunku ziemi, ich światło było tak jaskrawe, że nie można było na nie patrzeć, a blask tak silny że w aucie zrobiło niezwykle jasno. Wszystkich świadków ogarnęła panika, na tyle silna że postanowili natychmiast wycofać się z dalszej obserwacji i odjechali tracąc światła z pola widzenia.
Nazajutrz opowiedzieli o swojej przygodzie koledze z pracy i wieczorem postanowili udać się do Młynka, jednak było już na tyle ciemno, że nie dało się zbyt wiele zobaczyć. Dopiero następnego dnia rano udało odkryć się w miejscu obserwacji wyraźne ślady. Było to duże koło o średnicy ok. 3-3,5 m wypalonej, zżółkniętej trawy, wewnątrz którego znajdowały się trzy symetrycznie rozmieszczone, intensywnie czarne kręgi, zwęglonej niemal trawy o średnicy 50 cm każdy. Przybyły wkrótce z gminy sierżant milicji, po wysłuchaniu świadków i dokładnym obejrzeniu śladów stwierdził, że nic się nie stało i nie sporządził nawet notatki z tego zdarzenia.