Na skraju wsi Szklarnia 17 grudnia 1980 roku ok. godz. 17:00 22-letni wówczas świadek przebywał poza domem w zabudowaniach gospodarczych. Gdy wyszedł na podwórze spoglądając w kierunku północnym ujrzał wysoko na niebie na wysokości ok. 400-500 m dużą, jasną, nieruchomą łunę światła o niewyraźnych konturach i niezbyt rażącą w oczy, która po chwili zgasła niknąc na tle ciemnego nieba. Przestraszony pobiegł do domu, gdzie przebywali tam jego rodzice oraz czterej mężczyźni wykonujący prace hydrauliczne. Zaintrygowani tym co opowiedział wszyscy wyszli mężczyźni na podwórze i ujrzeli wysoko na niebie 5 lub 6 kul koloru ciemnoczerwonego, zielonkowatego i niebieskiego, tworzących formację trójkąta zwróconego podstawą ku ziemi, które powoli opadały w dół. Każda kula była wyraźnie widoczna, o ostro zarysowanych konturach i roztaczały wokół siebie lekką poświatę. Dobiegał od nich dźwięk podobny do gwizdu, lub mechanicznego stukotu jaki powstaje przy potrząsaniu pojemnika z metalowymi przedmiotami. W pewnym momencie od kul doszedł głośny, krótki huk, który wystraszył świadków, i ci w popłochu uciekli do domu. Odległość od kul do domu wynosiła ok. 200 m. Z okna pokoju prowadzili dalej obserwację, lecz dźwięk był już niesłyszalny. Kule nadal przesuwały się w dół i gdy znalazły się tuż nad ziemią, te znajdujące się najniżej wzniosły się z dużą szybkością (około dziesięciokrotnie szybszą od opadania) na wysokość 10 m. Wyglądało to tak jakby się odbiły od ziemi. Następnie ten sam manewr zrobiły kule zajmujące wyższe miejsce i gdy wzniosły się na wysokość 10 metrów znowu zaczęły wolno opadać, ale tym razem nie tworzyły już formacji trójkąta, tylko były już bezładnie rozrzucone. Opadłszy do ziemi ponownie „odbiły” się wznosząc się tym razem na niższą wysokość, po czym znów zaczęły opadać ku ziemi. Manewr ten powtórzył się osiem razy i za każdym razem kule „odbijały” się na coraz niższą wysokość, a po ostatnim „odbiciu” i powolnym opadnięciu nad ziemię kule nagle znikły lub zgasły. Cała ta obserwacja trwała od 15 do 20 minut. Świadkowie przez pewien czas patrzyli przez okno jednak nic ciekawego już nie zauważyli. Nie odważyli się również wyjść na zewnątrz.
Blisko półtora godziny później przebywał na podwórzu ojciec świadka, który dostrzegł na niebie, nad horyzontem łunę światła, która wolno przesuwała się w dół. Zjawisko przypominało to, które obserwował wcześniej jego syn, tylko było znacznie oddalone i znajdowało się ok 2 km od domu. Łuna przez ok. 5 minut opadała na ziemię i będąc tuż nad nią nagle znikła lub zgasła. Na drugi dzień rano świadkowie udali się na miejsce obserwacji w nadziei znalezienia śladów. Znaleźli przedmiot wykonany ze srebrzystobiałego materiału, przypominający aluminiową „rurkę”. Znajdowała się ona ok 450 m od domu w okolicy miejsca, gdzie była obserwowana pierwsza łuna. Była tak ciepła, że wzięcie jej do ręki było możliwe tylko przez rękawiczkę. Jeden koniec był „ślepy” natomiast drugi miał kształt typowej rurki i wyglądał tak jakby rurka została oderwana w tym miejscu pod wpływem działania wysokiej temperatury lub dużej siły, na co wskazywał wyraźny ślad. Wewnętrzna powierzchnia “rurki” pokryta była warstwą izolacyjną, która na brzegu noszącym ślad “urwania” była nadpalona i kruszyła się. “Rurka” miała 150 milimetrów długości i 33 milimetry średnicy. Na zewnętrznej powierzchni znajdowały się cztery niewielkie wgniecenia o głębokości około 0,5 milimetra nasuwające przypuszczenie, że mogły to być miejsca, w których była do czegoś przymocowana. Była lekka (ważyła około 100 gramów) i jednocześnie twarda – próba wygięcia jej kombinerkami nie dała rezultatu, niemej dała się ciąć piłką do metalu (pozostawały ślady piłki). W chwili jej znalezienia wewnątrz niej znajdowała się duża ilość małych, nieregularnych metalowych odłamków.
Podwyższona temperatura „rurki” w stosunku do otoczenia utrzymywała się jeszcze przez dwa dni. Jeden ze świadków próbował podgrzewać ją palnikiem od piecyka gazowego, lecz nie udało uzyskać mu się podobnego efektu. „Rurka” została przekazana zawodowemu oficerowi lotnictwa (który był synem jednego ze świadków) i została zbadana przez specjalistów wojskowych. Po skończonych badaniach przedmiot został zwrócony, jednak na jego temat nie udało dowiedzieć się niczego konkretnego prócz stwierdzenia, że „nie pochodzi z aparatów latających nam znanych”. Co potem się stało z „rurką” nie wiadomo. Została prawdopodobnie zagubiona podczas jednej z przeprowadzek, związanych ze zmianą jednostki wojskowej.