Świadkiem tego zdarzenia był 16-letni wówczas mieszkaniec Strzyżowca, który w październiku 1959 roku, w niedzielę przypuszczalnie w połowie miesiąca przed godz. 11 rano, wraz z młodszym kolegą wybrał się na pole ojca świadka, leżące na otwartym terenie, dokładnie pomiędzy stacją Pilichowice-Zapora a Strzyżowcem. Po obejściu pola, gdy stali wpatrzeni w znajdujące się w oddali góry Sudety, zauważyli że zza oddalonego ok. 100-150 m. na południe od pola pagórka, z prawej jego strony wyszły dwa ”dziwaczne stwory”. Świadkowie początkowo wzięli je za zwierzęta, bowiem istoty szły jedna za drugą, mocno schylone, ręce miały dłuższe od ludzi. Na szczycie wzniesienia, obie istoty wyprostowały się. Zauważono, że istoty były ubrane w brązowe, gładkie kombinezony, bez żadnych zamków, czy ściągaczy. Pierwszy miał ok. 1,50 m. wzrostu, drugi był niższy i miał ok. 1,25 m. i był nieco chudszy. Głowy miały ”ludzkie” tylko szczupłe, zasłonięte ściśle przylegającymi kapturami ubioru, rzucającymi niewielki cień na ich twarze. W pewnym momencie wyższa istota uniosła lewą rękę w kierunku Strzyżowca i obracała się w lewo tak, jakby chciała coś pokazać drugiej z istot. Obracając się prawdopodobnie istota zauważyła świadków, ponieważ ci spostrzegli, że wyższa z istot nerwowo komunikuje się z drugą, po czym szybko zbiegli, trochę schylając do przodu, po pagórku w dół, w tą samą stronę, z której wyszli, chowając się za drzewami. Cała obserwacja istot trwała ok. 2 minut. Przez blisko 5 min. świadkowie zastanawiali się, czy udać się w miejsce zauważenia istot, po czym powoli zaczęli zbliżać się do szczytu wzniesienia, z którego nie zauważyli już jednak istot. Następnie zeszli ok. 10 m. drogą ucieczki istot, bacznie rozglądając się. Idący jako pierwszy 16-latek, ujrzał w odległości ok. 200 m. w kierunku zniknięcia istot, stojący na polanie obiekt. Miał on kształt odwróconego spodka, ze sporą górną, półokrągłą kopułą i bardziej płaską dolną, na której było sześć ustawionych pionowo prostokątów lub okienek koloru ciemno-szarego. Posiadał zewnętrzny pierścień, wystający niewiele ponad obwód kopuł. Obiekt był koloru metalicznego, jasno-stalowego, szeroki na ok. 9 m. i wysoki na ok. 2,5 m. Nie zauważono żadnych nitów, złączeń, drzwi, czy świateł, natomiast wysoka trawa nie pozwalała stwierdzić czy obiekt unosił się, czy stał na ziemi. Gdy świadek zaczął zbliżać się do obiektu, ten nagle wystartował w górę. W tym czasie pojawił się cichy, lecz bardzo wyraźny dźwięk przypominający brzęczenie trzmiela lub przetwornika, który trwał przez 3 sekundy. Tyle czasu obiekt wznosił się na wysokość ok. 30 metrów. Obiekt następnie zatrzymał się na chwilę, by nagle ruszyć pod skosem w kierunku zachodnim, lecąc równolegle do stoku góry „Czyżyk”. Odlatywał w górę, ze stałą prędkością, szybszą niż samolot odrzutowy. Po siedmiu sekundach obiekt zniknął z pola widzenia świadków w oddali na bezchmurnym niebie. Całość zdarzenia nie przekroczyła 10 min. Po chwili świadkowie udali się w miejsce przyziemienia obiektu, ale nie znaleźli tam żadnego śladu oddziaływania obiektu. Dopiero na wiosnę następnego roku właściciel łąki stwierdził, że trawa rosła w tym miejscu szybciej, niż gdzie indziej.