7 marca 1987 r. 22-letni wówczas świadek zdarzenia wracał wieczorem ok. godz. 20:20 pieszo drogą do domu. Było dość zimno i szaro, a na polach leżała centymetrowa warstwa świeżego śniegu. W pewnym momencie zauważył dziwny błysk przeraźliwie jaskrawego światła. Na początku pomyślał, że to światła reflektorów z nadjeżdżającego z tyłu samochodu, lecz gdy błysk powtórzył się czterokrotnie uznał, że to błyskawice z nadciągającej za nim burzy. Nagle po lewej stronie drogi, w dość dużej odległości ujrzał na wysokości ok. 20 m dużą kulę emanującą różne kolory światła od czerwonego, przez zielone, pomarańczowe, po żółte – wszystkie kolory tęczy. Środek kuli jarzył się kolorem czerwonym, wyglądając jakby był jądrem blasku. Obiekt opadał skosem ku ziemi aż wylądował pomiędzy stojącymi w oddali drzewami i po chwili również skosem uniósł się w powietrze. Wszystko to trwało nie dłużej jak 30 sekund. Podekscytowany szedł dalej i zastanawiał się co to mogło być. Nagle dostrzegł przed sobą na środku drogi dziwną postać, która prawdopodobnie też zauważyła świadka, gdyż wykonała blisko trzymetrowy skok w rosnące na poboczu krzaki, po czym przeskoczyła w poprzek całą drogę lądując w przydrożnym rowie. Zdumiony i przerażony świadek ukrył się w przerzedzonych przez zimę krzakach i przyglądał się niespokojnie. Zobaczył pięć postaci, które penetrowały pobliski teren. Były to wysokie na ok. 1,20 m istoty o czarnych twarzach, ubrane były w obszerne, błyszczące stroje i poruszały się zygzakiem przypominającym „małpi krok”. Ich krokom towarzyszył odgłos, który nasuwał skojarzenie z osobą biegającą w gumowcach wypełnionych wodą. Istoty wykonywały gesty podobne takich, jakie wykonują ludzie posługujący się językiem migowym. W pewnej chwili świadek zauważył, że jedna z istot zaczęła iść w jego kierunku. Z miejsca poczuł się słabo, a serce biło mu jak młot, nie zwlekając rzucił się do ucieczki, biegł co sił przez 1,5 km nie zatrzymując się nawet na moment. Gdy przybiegł do domu nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Ojciec poruszony widokiem syna postanowił udać się z psami na drogę, lecz szybko zrezygnował z tej decyzji. Nazajutrz rano świadek pojechał razem z rodziną w miejsce obserwacji, gdzie znaleźli ślady, które były widoczne wyraźnie jeszcze cztery dni później, kiedy to dotarli tam badacze ze szczecińskiego „InterNOLu”. Wykonano także odlewy gipsowe najdziwniejszych śladów. W niewielkiej odległości od miejsca zdarzenia znajduje się rakarnia dla bydła, obok której znaleziono martwego byka z odciętym uchem.