28 sierpnia 2019 roku ok godziny 4:00 nad ranem łowiłem z dwójką znajomych ryby i nagle kątem oka równocześnie z innym znajomym spostrzegłem dziwne światła nad przeciwległym brzegiem jeziora. Odległość tych świateł określiłbym na od 300 do 1000m. Wysokość ciężko mi stwierdzić, z mojego punktu widzenia było to nad linią drzew, na wysokości mniej więcej jak 3 do 4 razy wysokość drzew. Widzieliśmy to wszyscy trzej i w trakcie obserwacji dyskutowaliśmy o tym, co widzimy. Były to, jak gdyby, dwa kompleksy świateł. Zapaliły się równocześnie już na wspomnianej wysokości. Było ciemno, ale niebo było jaśniejsze, dało się wyróżnić zarys drzew, horyzont, linię brzegową. Każdy z nas widział inny kształt tych formacji. Dla mnie były to dwie formy, każda składała się z pięciu świateł ułożonych w kształt choinki, czyli jedno najwyżej, dwa niżej i jeszcze dwa niżej, ale szerzej niż poprzednie. Jeden obiekt był wyżej od drugiego. Światła były pomarańczowe, nie migotały. Ich światło było troszkę dziwne, tworzyło takie rozmazania, takie jak w starych teledyskach ze świateł dyskotekowych, gdzie tworzą się takie „smugi”, „gwiazdy”. Mieliśmy wrażenie, że momentami się zbliżają do nas, później znów oddalają. Była całkowita cisza. Po kilku minutach światła zgasły. Wszystkie światła jednocześnie, ale nie gwałtowanie. Wygaszały się jak telewizor lampowy (tak o tym pomyślałem w pierwszej chwili). Po jakiejś minucie zapaliła się połowa – tak jak by wyższy obiekt. Świecił się kilka minut. Poszedłem po telefon, żeby nagrać to lub zrobić zdjęcia (telefon miałem na jachcie jakieś 20 m od miejsca, gdzie łowiliśmy). W momencie jak wchodziłem na łódkę, „drugie” światła też zgasły, również powoli wygaszając się. Obserwowaliśmy te światła z miejscowości Kozin, patrząc przez jezioro Jagodne w kierunku południowo-wschodnim. Wiem, że tam stacjonują jakieś jednostki wojskowe, chyba nawet Amerykanie. Na początku wytłumaczyliśmy sobie, że to może jakieś drony były albo flary, ale już w trakcie obserwacji doszliśmy do wniosku, że może to być coś innego, bo flary raczej nie utrzymują się na jednej wysokości i nie gasną całymi formacjami, a drony raczej nie mają tak mocnych świateł. Zresztą kształt formacji wykluczał drony, bo na pewno to było na drugiej stronie jeziora, więc odległość tych świateł pomiędzy sobą wskazywałaby na dron przynajmniej kilkudziesięciometrowy.
Bardzo ciekawe