Nocą z 1 na 2 lutego 2014 roku wracałem samochodem z odwiedzin u mojej dziewczyny. Około godziny 1:54, znajdując się na trasie Tuchola Żarska – Nowogród Bobrzański, na kompletnie pustej drodze zauważyłem we wstecznym lusterku mały jasny punkcik, który zbliżał się do mnie z dość dużą prędkością. W pierwszej chwili myślałem, że to motocyklista – co mnie zdziwiło, ponieważ warunki na drodze nie były zbyt dobre, mimo dodatniej temperatury +3 stopnie Celsjusza asfalt był pokryty błotem pośniegowym. Chcąc zrobić mu miejsce, zjechałem na bok, światło nadal jednak mknęło prosto w moją stronę. W pewnym momencie światło zatrzymało się tuż przy tylnej szybie mojego samochodu i pozostało na dużej wysokości. Było to światło koloru śnieżnobiałego i było ono tak intensywne, że bardzo mocno oświetlało kokpit auta. Zredukowałem bieg, przyspieszyłem z ok. 65 do 140 km/h, a światło zachowywało się tak jak gdyby było przyklejone do szyby – ani drgnęło. Zaczęło mnie wymijać z lewej strony w taki sposób, jak gdyby ktoś obchodził auto. Światło raziło mnie w oczy tak mocno, że bałem się, że wypadnę z drogi. Nagle, w pewnym momencie, kula światła gwałtownie odbiła w bok w stronę lasu, rozświetlając drzewa.
Gdy tylko dojechałem do domu, natychmiast zadzwoniłem do dziewczyny i opowiedziałem jej o całym zdarzeniu. Spodziewałem się, że mnie wyśmieje, jednak wcale tym zdarzeniem nie była zdziwiona – stwierdziła, że jadąc skuterem w tym samym miejscu również widywała coś takiego. Raz widziała to bardzo blisko, opisała to jako dużą szklaną kulę, jak gdyby bańkę, wewnątrz której znajdowało się jarzące się jasne światło.
Sam nie mam pojęcia co to było, przytrafiło mi się po raz pierwszy, i mam nadzieję, że ostatni.