Niniejsze zdarzenie rozegrało się zimą 1984 roku na warszawskim Mokotowie. Świadek wówczas 42 letni, z zawodu hydraulik wracał do swego domu z „miasta” późną, zimną porą. Niósł ze sobą parcianą torbę pełną narzędzi ślusarskich. Było około godziny 22, na dworze ciemno i pusto, panował dość silny mróz. Przechodząc obok prześwitu pomiędzy dwoma wysokimi budynkami zauważył obiekt, który stał na początku podwórza. Obiekt swym wyglądem przypominał wielkiego małża, posiadającego skorupę składającą się z dwóch podłużnych pokryw. Stał na ziemi i obrócony był przednią szczeliną ku świadkowi. Górna pokrywa obiektu uchylona była do góry, a z jego środka biło na zewnątrz mocne, nasycone światło koloru ciemno żółtego. Świadek zaciekawiony niecodziennym widokiem nie czuł strachu i postanowił podejść bliżej, aby zobaczyć co to jest. Nagle, niespodziewanie został obezwładniony i jakby zassany do wnętrza obiektu. Mężczyznę oblepiło żółte światło i poniosło w głąb. Oblepiony światłem świadek czuł, że jest ono: „gęste i ciągnące się… oblało to mnie jak gęsta śmietana… to było jakimś dziwnym gazem, ciepłym, lepkim i ciągnącym się… a do tego nieprzejrzystym...”.
Pojazd z wierzchu wyglądał na około 3 metry długi i tyle samo wysoki, ale świadek odczuł wrażenie jakby leciał w jego środku kilka minut „jakimś jakby tunelem”. Świadek leciał nim aż do miejsca, gdzie znajdowało się kilka postaci ubranych w lśniące kombinezony. Od tej pory niczego już nie pamiętał i nie wiadomo co z nim działo się dalej w środku obiektu. Następną rzeczą, którą mężczyzna świadomie pamiętał było to, że stał w tym samym miejscu, było już nieco po północy i miał włożone na siebie ubranie na lewą stronę. Narzędzia świadka leżały luzem na ziemi, bez torby i były złączone w jedną, trudną do rozerwania bryłę Sprawiały wrażenie jakby były poddane niezwykle silnemu polu magnetycznemu.
Mężczyzna okazał się być całkowicie odporny na hipnozę, miał bardzo silną blokadę nałożoną na świadomość i nie dało się niczego więcej z niego wydobyć.