Latem 1998 roku byłem świadkiem obserwacji UFO w miejscowości Czarnocin nad Zalewem Szczecińskim. Byłem wtedy na kolonii w ośrodku Frajda, miałem 11 lat.
Do zdarzenia doszło w nocy. Obudziłem się na łóżku i zobaczyłem, że pokój spowity jest czerwonym światłem wydobywającym się zza okna. W pierwszej chwili pomyślałem, że to chyba jakiś samochód stoi na tylnych czerwonych światłach (przyjechano w sprawie kogoś lub czegoś), jednak nie było słychać żadnych odgłosów. Wstałem więc z łóżka i spojrzałem przez uchylone okno. Ponad koroną drzew wisiał czerwony, kulisty obiekt, wewnątrz którego „coś” się działo. Sprawiał wrażenie jakby obserwował okolicę. Z pewnością nie był to Księżyc ani fajerwerki. Pamiętam, że wyglądało to trochę jakby wybudowano dziwną latarnię w środku nocy. Obiekt z mojej perspektywy był mniej więcej wielkości samochodu względem będących tam drzew i zabudowań, w odległości ok. 50m.
W pokoju byłem z kolegą. Postanowiłem go obudzić. Mówiłem do niego, zacząłem nim potrząsać – nie reagował. Pamiętam, że w pierwszej chwili pomyślałem, że nie żyje, jednak jego wyraz twarzy sprawiał wrażenie jakby spał głębokim snem lub był nieprzytomny. Nie chciałem włączać światła, żeby nie zwracać na siebie uwagi, z resztą odniosłem wrażenie, że i tak się nie zapali. Postanowiłem usiąść i poczekać co się dalej wydarzy, ale nic innego się nie stało. W końcu doszedłem do wniosku, że mogę tak sobie jeszcze długo posiedzieć, dlatego położę się spać, co ma być to będzie. Tak też zrobiłem i niedługo potem zasnąłem. Obudziłem się rano, nie starałem się o tym rozmyślać ani mówić, pomyślałem, że kiedyś da się to jeszcze jakoś wyjaśnić.