Mam 43 lata i od urodzenia mieszkam w Policach w zachodniopomorskim. Długo zastanawiałem się nad tym, czy opisać swoją historię z UFO. Niestety nie pamiętam dokładnej daty tego zdarzenia, ale była to albo końcówka lat 80 albo początek 90.
Wracałem jako młody chłopiec z rodzicami od ciotki z Jasienicy, to miejscowość oddalona od Polic o 7 km. Wracaliśmy autobusem, było późne popołudnie. Pamiętam, że tata dźwigał że sobą worek. Teraz już nie wiem co w nim było, poszatkowana kapusta, czy cebula, a może ziemniaki. Kiedy wysiedliśmy na przystanku i szliśmy do naszego domu, do którego z tego przystanku mamy jakieś 250-300 metrów, zaobserwowaliśmy na niebie dziwne światła. Były to jakby dwie kule, większą czerwoną i przed nią mniejszą żółtą. Poruszały się powoli i były mocno widoczne z kilkuset metrów.
Chciałem jak najszybciej dojść do naszego bloku, w kierunku którego te obiekty się przemieszczały. Mieszkam w bloku czteropiętrowym na ostatnim piętrze, więc dojście z tatą dźwigającym worek zajęło parę minut. W mieszkaniu wyszliśmy w trójkę na balkon i zobaczyliśmy te świetlne kule. Leciały one nisko nad bunkrem, który jest kilka metrów od mojego bloku i trzech kolejnych wzdłuż naszej ulicy.
Nie wyglądały one na coś jak spodki czy coś metalicznego, raczej jak pulsująca światłem materia. Sprawiały wrażenie, że powiększają się i maleją wraz z pulsującym światłem. Momentami wyglądało to tak, że ta mniejsza żółta przybliża się i oddala od tej czerwonej na niewielką odległość, i momentami jakby tylko czerwona była widoczna.
Obiekt przeleciał za mój blok, a rodzice i ja staliśmy na tym balkonie. Pamiętam, że z kimś rozmawiali z sąsiadów, którzy też to obserwowali. Po jakieś chwili obiekt ten wracał już w dalszej odległości i nie kilka metrów nad ziemią, ale nad domkami jednorodzinnymi jedną ulicę dalej, i wznosił się, lecąc naprawdę wolno w stronę lasu. Wtedy odniosłem wrażenie, że ta kula żółta nie przybliża się i nie oddala, tylko krąży wokół tej większej czerwonej.
Obiekt nad lasem zniżał się. Wyglądało to tak jakby tam miał lądować, ale nie jestem w stanie tego potwierdzić, bo z mojego balkonu tego nie widać. Drzewa rosną tak, że w stronę Szczecina jest górka i nie wiem, czy po prostu zniknął za drzewami za horyzontem czy tam lądował.
Całe zdarzenie trwało kilkanaście minut i było dobrze widoczne. Nie była to noc, więc jestem przekonany, że większa grupa ludzi musiała to widzieć. Pamiętam jak rodzice na balkonie rozmawiali z kimś z sąsiadów, którzy też to oglądali. Niestety nie pamiętam z kim, minęło na pewno ze 30 lat i dużo sąsiadów się zmieniło.
Jestem święcie przekonany o tym, że nie była to żadna raca, flara, helikopter czy samolot. Nie było to nic, co ludzie znali w tych latach i byli w stanie wyprodukować. Obiekt nie wydawał żadnego dźwięku. Żadna ziemska maszyna nie leci też 10 metrów od osiedlowych bloków tuż nad bunkrem z 4-5 metrów nad ziemią.
Nie szukam też rozgłosu, jestem ojcem dwójki dzieci, pracuję jako motorniczy i regularnie przechodzę badania psychologiczne. Wiem, jak ludzie reagują na takie opowieści, dlatego z nikim o tym nie rozmawiam, jedynie opowiadałem żonie. Chciałbym się tylko dowiedzieć, czy Państwo mają jakieś informacje o tym zdarzeniu. Nie wierzę w to, że nikt inny o tym nigdzie nie pisał. Jestem gotowy poddać się badaniu wariografem, bo wiem, co widziałem.
Niestety moi rodzice już nie żyją, jakoś nigdy nie podejmowałem z nimi później tego tematu, czego teraz żałuję. Sprawa mimo, iż była tak dawno temu, do dnia dzisiejszego nie daje mi spokoju. Często o tym rozmyślam z nadzieją, że oni wrócą i zobaczę to ponownie. To zdarzenie zmieniło na zawsze moje postrzeganie świata.