Do zdarzenia doszło jesienią 1949 lub 1950 roku w dolnośląskich Górach Sowich w okolicach Bielawy. Świadek, wówczas 22 letni chłopak, który późną porą dnia pchał rower kamienistym potokiem i zbliżał się do przełęczy położonej wysoko w górach, napotkał drobną postać, która nagle wyszła z zarośli. Za moment wyszły jeszcze cztery takie same postaci, które zbiły się w gromadkę. Znajdowały się one w odległości mniejszej niż 100 m. od świadka, były wzrostu 1,20 m. szczupłej postury, przypominającej dziecko. Każda z istot ubrana była jednakowo, w szary, ściśle przylegający do ciała kombinezon. Przez blisko dwie minuty w strachu świadek obserwował istoty, gdy troje z nich bez pośpiechu przeszły do lasu po przeciwnej stronie, pozostała dwójka stała przez chwilę gestykulując w miejscu, po czym odeszli w tym samym kierunku. Ich sposób porozumiewania przypominał głos zbliżony do ptasiego świergotu, momentami jękliwego, szczebiotania. Nie przypominało to żadnego znanego języka, tylko odgłos płyty gramofonowej puszczonej na szybszych obrotach. Brak jest jakikolwiek informacji odnośnie obiektu i ewentualnych śladów pozostawionych przez istoty.