Informacje na temat tego zdarzenia są cząstkowe, ponieważ świadek tylko raz w skrócie omówił to zdarzenie i nie zgodził się na dalszą rejestrację tego przypadku. Świadkiem tego zdarzenia jest pewien lekarz, który w lecie, w połowie lat 70-tych, miał dyżur nocny w szpitalu, w centrum Krakowa. Ok. godz. 22 usłyszał jakiś krzyk przez okno szpitalne wychodzące na podwórze, podszedł do okna i zobaczył postać leżącą na ziemi. Zbiegł po schodach na podwórze, podszedł do leżącego i złapał go za rękę chcąc go podnieść. Poczuł uścisk dłoni i został wciągnięty do stojącego obok obiektu, który momentalnie wystartował, a świadek zdołał tylko dostrzec szybko oddalające się w dół budynki szpitala oraz następnie światła miasta. Następnie w towarzystwie istoty zwiedził obiekt, który zawiózł go do jednostki wojskowej. Obiekt wylądował niedaleko wartownika, który zupełnie nie reagował, jakby nie widział obiektu. Następnie obiekt odleciał i zatrzymał się na bliżej nieokreślonej, górskiej polanie. Otworzyły się drzwi w obiekcie, a świadek korzystając z okazji ucieczki wyskoczył na zewnątrz, jednak po paru krokach zapadł się po kolano w bagno i musiał wrócić do obiektu. Po ok. pięciu godzinach ok. godz. 3 nad ranem obiekt odwiózł świadka z powrotem do szpitala. Rozmyślając z niedowierzaniem w dyżurce co się stało, spotkała go zaniepokojona lekarka, która szukała lekarza już od dłuższego czasu po terenie szpitala, widziała także ubłocone spodnie świadka.