W środę 10 maja 1978 r., ok. godz. 7:20 rano, rolnik tej podlubelskiej miejscowości wracał polną drogą wozem z czteroletnią klaczą z Dąbrowy Kuśmierskiej od ogiera. Z polnej drogi skręcił na śródleśną ścieżkę, wychodzącą na łąkę. Jadąc łąką zauważył, dwie osoby idące zgodnie z kierunkiem jazdy, które co jakiś czas się odwracały. Po pewnym czasie, osoby te próbowały przeskoczyć błoto. Gdy wóz minął błoto zrównał się z istotami, które rozeszły się na boki i następnie wskoczyły na tył wozu. Siedzieli tyłem do kierunku jazdy i co jakiś wykręcali się do siebie prowadząc prędką, drobną mową w rodzaju „ta-ta-ta-ta-ta” niezrozumiały dialog. Gdy wjechali na polanę na przeciwległym jej końcu świadek zauważył dziwny, biały, błyszczący pojazd, o kształcie prostopadłościanu zawieszony ok. 4,5 m. nad ziemią przy ścianie drzew, który na bokach miał przytwierdzone ”beczki”, z których wychodziły w górę i dół spirale-świdry. W jednej z dłuższych ścian widniał otwór wejściowy. Obiekt miał ok. 5 m. długości, wysoki był na ok. 2,5 m. i 3 m. szeroki. Kiedy furmanka dotarła na kraniec polany, przybysze nakazali świadkowi gestem aby się zatrzymał, a następnie nakazano mu aby zszedł z wozu. Istoty były szczupłej budowy ciała, wysokie na ok. 1,50 m. o ostrych rysach twarzy, wystających kościach policzkowych i skośnych oczach. Twarze i ręce były zielone, miały jednolity z butami, czarny, bez zapięć, kieszeni, pasków itp. i ściśle przylegający do ciała kombinezon. Palce rąk otaczały niewielkiej szerokości płetwy. Na plecach w miejscu łopatek istoty posiadały garb. Stopy mieli długie i szersze od ludzkich. Poprowadzili świadka do kładki, która była windą, zawieszoną na czterech linach. Winda błyskawicznie uniosła ich do góry. Drugi przybysz powrócił na dół do furmanki i dopiero po kilku minutach powrócił do pojazdu. W środku pojazdu były jeszcze dwie takie same istoty. Jedna z nich trzymała w ręku coś co przypominało sopel lodu, który przybysze łamali po kawałeczku i brali do ust, próbując poczęstować nim świadka, ale ten stanowczo odmówił.
Następnie kazano za pomocą gestów rozebrać się świadkowi, co też uczynił. Jedna z istot zainteresowała się paskiem od spodni świadka, pokazując go pozostałym istotom, zapinając i rozpinając go. Gdy świadek stał rozebrany po środku wnętrza pojazdu, jedna z istot wzięła do ręki przyrząd przypominający dwa złączone wnętrzem do siebie talerzyki, i stając ok. 2 m. przed świadkiem uderzyła jednym talerzykiem o drugi, wydając przy tym odgłos metalicznego stuknięcia. Następnie powtórzono to samo odwracając świadka na boki i z tyłu, i gestem wskazano na ubranie aby się mógł się ubrać. Inna z istot trzymała w ręku pręt, podobny do długopisu, tylko dłuższy i zakończony kulką, który wkładała w otwór w ścianie i poruszała nim, jak pilot porusza drążkiem sterowym. Wychodząc z pojazdu świadek zauważył leżące w kącie ”sparaliżowane”, poruszające się niemrawo gawrony lub kruki. Wnętrze statku było czarne. Następnie świadek szybko odjechał w kierunku domu. Koń, który panicznie się bał ominął pojazd szerokim łukiem. Świadek dotarł do domu ok. godz. 8:10, zawiadomił żonę, a po paru minutach wraz z synami i sąsiadami pobiegli na miejsce zdarzenia, jednak obiektu ani istot już nie było. W odległości ok. 800 m. od zdarzenia na dworze bawiło się dwoje dzieci, kilkanaście minut po godz. 8-ej było słychać huk, który słyszała także matka dzieci, która była w tym czasie w domu, po czym 6 letni chłopiec widział lecący z kierunku polany omawiany obiekt, przez którego okno było widać jedną z istot. Gdy obiekt minął podwórko wzbił się pionowo do góry i zniknął, wówczas pojawił się huk, który słyszały jeszcze dwie inne osoby.