Świadkami tego zdarzenia było czwórka osób, dwoje przebywających nad jeziorem oraz dwoje znajdujących się na ogródkach działkowych, położonych na wzniesieniu niedaleko jeziora. 10 sierpnia 1979 r. kilka minut po godz. 21-tej, pewna kobieta łowiła ryby nad jeziorem, wpatrzona w jego taflę. Kątem oka dostrzegła przesuwający się po niej, w odległości ok. 30 m. niski i długi obiekt, który początkowo wzięła za łódź rybacką. Na tle ciemnej toni i zalesionego brzegu był jednak niezbyt widoczny, ale dało się zauważyć, że pojazd przesuwa się szybciej od płynących łodzi, a w dodatku nie słychać było plusku wody i nie było widać tworzącej się fali. Kobieta krzykiem uprzedziła drugiego świadka, który znajdował się na brzegu, lecz ten widząc już obiekt, nie odpowiadał, co ją zaniepokoiło i kobieta postanowiła udać się do niego. Drugi świadek widział obiekt przez 5-7 sekund, który płynął w poprzek zatoki, kierując się w stronę brzegu na którym stał, który w odległości ok. 50 m. znikł za trzcinami. Świadek sądząc, że to kłusownicy zawołał psy i gdy przybiegły udał się w tamtym kierunku. Po zrobieniu kilkunastu kroków i minięciu budynku w odległości ok. 20 m. zauważył dwie sylwetki, które szły ok. 5 m. od brzegu w kierunku drogi. Psy poszczekując rzuciły się do przodu i nie reagując na wezwania swego ”pana” dobiegły do idących, którzy odwrócili się przodem, i w tej samej niemal chwili psy ucichły, zawróciły i gdzieś pobiegły. Świadek zaskoczony tym, że te osoby nie zatrzymały się, i były cały czas w ruchu, nawet w momencie wykonywania zwrotu, zaczął wołać na nich, że tamtędy nie wolno chodzić, ponieważ w tym miejscu rósł młodnik po którym nie wolno było chodzić, ci jednak odwrócili się i zaczęli uciekać. Istoty miały ok. 150 cm wzrostu, ubrane były w ciemne, dopasowane do ciała skafandry. Na wysokości oczu miały błyszczącą, podłużną płytkę, przypominającą płytkę okularową. Górne części ich rąk aż do łokci ściśle przylegały do tułowia, natomiast od łokci w dół były odchylone na boki. Mieli także nienaturalnie szerokie biodra, a na plecach na wysokości łopatek sporych rozmiarów garby. Zdenerwowany świadek zaczął początkowo ich gonić, co chwilę się potykając, jednak odległość między nimi cały czas się powiększała. Gdy byli na odległości ok. 30 m świadek stracił ich z oczu na tle drzew. Następnie podszedł w miejsce, gdzie istoty zbliżyły się do lasu i nasłuchiwał przy drzewach ale nic nie słyszał, wokół panowała cisza. Świadek podczas ucieczki istot zauważył, że miały one złączone nogi, i lekko kołysząc się ślizgali się po powierzchni ziemi. Po chwili nasłuchiwania świadek postanowił odszukać łódź, którą przypłynęli, idąc od czasu do czasu odwracając się w stronę lasu. Gdy znów się odwrócił ujrzał jak nad lasem unosi się do góry obiekt, który wyglądał jak jedna długa, oświetlona ściana o zaokrąglonych narożach. Całe obrzeże obiektu jaśniało seledynowym światłem, które stopniowo stawało się coraz jaśniejsze i samym środku ściany było jaskrawo-białe. Obiekt w pewnej chwili zawisł nieruchomo na wysokości ok. 20 m. Po ok. 10 sekundach obiekt poruszył się i zaczął oddalać się w kierunku południowym, by po chwili zniknąć za wierzchołkami drzew. Wokół obiektu było ciemno i panowała zupełna cisza. Po chwili wpatrywania się w to światło, świadek poczuł się omdlały, zaczęło kręcić mu się w głowie i stał przez chwilę zdezorientowany. Podszedł następnie do brzegu i w zapadających ciemnościach próbował dostrzec gdzieś zacumowaną łódź. Niczego jednak nie zauważył. W tym samym czasie na działkach znajdowała się dwójka kolejnych świadków. Wchodząc z altanki kobieta ujrzała obiekt, i następnie zawołała znajdującego się na sąsiedniej działce drugiego świadka. Oboje patrzyli na prostokątny obiekt, oświetlony jasno-zielonym światłem, na środku którego znajdowały się trzy jednakowej wielkości jasno-pomarańczowe kręgi. Obiekt leciał od strony jeziora kierując się na południe. Leciał wolno, później coraz szybciej, aż zniknął daleko na horyzoncie.