Do zdarzenia doszło w sierpniu 1988 r., przed żniwami na terenie miejscowości Będzienica – Nockowa. Ok. godz. 21-tej małżeństwo wraz z córka wracali wozem do domu, była bardzo dobra pogoda, na zakręcie drogi świadek zwróciła uwagę mężowi na światło lecące szybko po niebie w kierunku północno-wschodnim, na znacznej wysokości. Był to obiekt składający się z dwóch owali koloru czerwonego, pierwszy był mniejszy i bardziej okrągły i znajdował się w pozycji poziomej. Drugi był bardziej wydłużony, znajdował się w pozycji pionowej i był jakby doczepiony z boku. Obiekt obserwowany był przez 5-6 sekund po czym widok przesłonił dom znajdujący się ok. 300 m od świadków, którzy następnie udali się w dalszą drogę do domu, gdzie dotarli po kilku minutach. Gdy na dworze było już ciemno, po kilku chwilach cała pobliska okolica została zalana jasno-białym światłem, które widziały z domu także dwie córki, oraz mama żony świadka. Po chwili cała rodzina postanowiła wyjść przed dom. Po wyjściu na zewnątrz dostrzegli dwie grupy kul unoszących się w różnych kierunkach. Każda z grup liczyła sobie po trzy kule, i znajdowały się w kierunku północno-wschodnim na wysokości ok. 10 stopni nad horyzontem, przy czym druga grupa kul wydawała się być wysunięta nieco na północ. Kule wisiały w bezruchu, obok siebie, tworząc poziomy rząd świateł, miały średnicę 2/3 wielkości księżyca i rozświetlały białym, jasnym światłem całą okolicę. Świadek postanowił zawiadomić swojego sąsiada, udał się do niego wozem i razem z nim pojechali w stronę, gdzie wcześniej z żoną obserwowali dwa złączone owale, zatrzymali się na rozdrożu dróg i przez kilka minut obserwowali światła. W pewnej chwili sąsiad zauważył unoszący się w kierunku północno-wschodnim, ogromny pomarańczowo-czerwony, świetlisty trójkąt, oddalony ok. 3 km. Trójkąt zdawał się unosić i opadać w dół, i po ok. 6 min. podczas wznoszenia się do góry znikł, a od strony obiektu dobiegł wysoki dźwięk przypominający trochę klakson samochodowy. Po zniknięciu trójkąta świadkowie powrócili do obserwowania kul i po kilkunastu minutach dostrzegli, że zaczyna „palić” się stodoła sąsiada. Świadek postanowił udać się tam jak najszybciej, zabierając ze sobą dwie córki i motorem WSK udał się w kierunku rzekomego pożaru. Podczas jazdy było tak jasno, że gałęzie drzew rosnących wzdłuż drogi były widoczne niczym w dzień, jednak w miarę zbliżania się do stodoły nie było widać ognia, dymu, ani ewentualnych ludzi gaszących pożar. Gdy dotarł na miejsce po ok. 7 min. stwierdził, że nie ma żadnego pożaru. W tym czasie żona obserwowała nadal kule z podwórka oraz drogi. Świadek był już tym wszystkim nieco przestraszony, jednak postanowił podjechać jeszcze na wzniesienie i obserwować światła. Będąc na wzniesieniu zauważył z córkami, że od strony północnej znajdują się kolejne trzy białe kule, wiszące nisko nad ziemią i rozświetlające pobliskie pola. Stało się jasne, że to nie pożar tylko promienie wydobywające się z każdej z kul oświetlały stodołę. Światła były zupełnie nie ruchome, świadek obserwował te z kierunku północnego, natomiast córki skupiły się na dwóch grupach kul będących w kierunku południowo-wschodnim. Dokoła panowała zupełna cisza, gdy jedna z córek złapała ojca za koszulę i zaczęła krzyczeć. Świadek odwrócił się i zobaczył unoszący się ok. 20-30 m nad ziemią, płaski, biały ekran z czarnymi ramkami, wysoki na ok. 2,5-3 m, który przybliżał się do świadków. Na białym ekranie widać było zielone istoty w obcisłych, przylegających skafandrach, wyglądające niczym nurek, lub żołnierz ubrany w zbroję z kanciastą głową przypominającą trójkąt. Ręce miały ułożone na dół długie do kolan, nogi były dłuższe od tułowia i odróżniające się większe, człapowate buty. Istoty stały ukosem do siebie i patrzyli się na świadków. Świadek wsiadł na motor z córkami i próbował odjechać, jednak motor cały czas przygasał, dopiero po kilku sekundach praca motoru zaczęła wracać do normy i mogli odjechać. Odwracali się co trochę, obiekt sprawiał wrażenie jakby się cały czas się przybliżał, kiedy dojechali do zjazdu ze wzniesienia kierujący motorem świadek postanowił się zatrzymać by popatrzeć na obiekt, jednak gdy spojrzeli w tamtą stronę nic już nie zobaczyli. Stali tak przez chwilę i widząc, że już nic się nie dzieje ruszyli w dalszą drogę, która nadal była rozświetlona przez widoczne w dalszym ciągu kule. Gdy od domu dzieliło ich już 100 m w kierunku północno-wschodnim zauważyli ognisto-czerwoną kulę „ognia”, która bardzo szybko opadała w dół i ciągła za sobą ogon, opadając blisko miejsca gdzie wcześniej świadek wraz z sąsiadem obserwowali trójkąt. Po tej obserwacji wszyscy udali się do domu gdzie nadal obserwowali sześć świecących się kul. Ok. 23:00 żona oraz córki poszły spać, natomiast świadek udał się na piętro domu, skąd nadal obserwował kule. Do ok. 4:00 godz. kule cały czas tkwiły w miejscu i nie zmieniały swojego wyglądu, gdy nagle zmieniły swoje położenie, pojawiła się jeszcze siódma kula i ułożyły się na różnych wysokościach w bliskiej od siebie odległości. Tkwiły tak do ok. 5:00 godz., kiedy to zmęczony świadek postanowił położyć się spać. Następnego dnia świadek czuł się nie najlepiej, przez jakiś czas miał problemy z sercem i z tego powodu przebywał nawet w szpitalu. Kilka dni po zdarzeniu widziany był przelot wojskowego samolotu, o którym mówiono w całej wsi.
Kilkudziesięciu świadków i nikt z nich nie miał aparatu fotograficznego ani nie znali nikogo w okolicy z aparatem fotograficznym, którym nawet w nocy możnaby zrobić zdjęcia jasnych kul i świateł itd.
Pana komentarz trąci trochę podejściem na zasadzie „nie ma zdjęć = nie było zdarzenia”. Nie każdy będąc świadkiem tego typu zdarzenia musi od razu sięgać po aparat, poza tym istnieje ryzyko, że można w tym czasie stracić obserwowane zjawisko z oczu, dlatego wielu ludzi postanawia skupić się na samym obserwowaniu a nie na próbie uwiecznienia. Świadek może też doznać np. szoku i dezorientacji czy wręcz ataku paniki.