Głównym świadkiem omawianego zdarzenia jest mieszkaniec Opola, który wraz z przyjaciółmi był świadkiem obserwacji różnych świateł na niebie w okolicy Góry św. Anny. Stały się one początkiem serii niezwykłych wydarzeń, które później rozgrywały się również w mieszkaniu świadka, gdzie dochodziło do wizyt tajemniczych postaci. Wszystkie te wydarzenia doprowadziły do „rozbicia” jego osobowości i pozostawiły trwały ślad w psychice świadka.
Wszystko zaczęło się 15 czerwca 1997 r. gdy czwórka, młodych przyjaciół (dwie dziewczyny i dwoje mężczyzn) wracała samochodem z dyskoteki w Ozimku do Opola. Po drodze postanowili zatrzymać się na Górze św. Anny aby popatrzeć na nocną panoramę. Tam główny świadek użył stwierdzenia „idealne miejsce do lądowania UFO”. Później mieli problemy z zapaleniem silnika samochodu oraz świadkowie zorientowali się, że ich elektroniczne zegarki wskazywały różne czasy. Różnica wynosiła do godziny czasu w przód i tył.
Następnie noc z 17 na 18 czerwca grupa przyjaciół postanowiła spędzić na Górze św. Anny, gdzie główny świadek zwrócił ich uwagę na dziwne światła nad drzewami, ci jednak stwierdzili, że to światła od latarni. Postanowili zjechać samochodem niżej aby to sprawdzić i przyjrzeć im się z bliska, jednak ani świateł, ani latarni nie było. Gdy zaczęło świtać pojechali do domu.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem wrócili tu w poszerzonym o jedną osobę składzie. Zaobserwowali świecące obiekty w kształcie kul, które wykonywały przedziwne, zygzakowate akrobacje. Kule zmieniały kolory, rozpryskiwały się i tworzyły różne konfiguracje. Sprawiały wrażenie jakby się ze sobą porozumiewały.
W trakcie obserwacji jeden ze świadków wraz z koleżanką postanowili udać się z parkingu pod pomnik Powstańców, pozostali natomiast zauważyli, że w kierunku w którym poszli przesuwa się za nimi duża pomarańczowa kula. Wisiała tam dopóki nie wrócili ze spaceru. Następnie zaczęli dawać reflektorami samochodu sygnały w kierunku świetlistych kul. Jedna z kul zaczęła odpowiadać podobnym sygnałem.
W pewnym momencie główny świadek zauważa duży, przesuwający się „ekran”, który zatrzymuje się w odległości ok. 60 m od ich samochodu. Nagle spod obiektu wylatuje pomarańczowa kula o średnicy ok. 2-3 m, co bardzo świadka wystraszyło. Po pewnym czasie kula, a za chwilę „ekran” znikły. Niedługo potem z miejsca, nad którym wisiał obiekt zobaczyli ze zdziwieniem wracających przyjaciół, ponieważ pomnik znajdował w zupełnie innym kierunku. Ponadto zapytani czemu nie było ich 2 godz. stwierdzili, że minęło zaledwie 30 min.
Jeszcze tej samej nocy zauważyli za samochodem dwóch „policjantów”, którzy szli pod górę. Główny świadek wybiegł z samochodu, krzycząc za nimi aby poczekali, ci odwrócili się nieco, mówiąc żeby się tu nie kręcić, a świadek zauważył, że byli oni identyczni. Niedługo potem obserwowali oni jeszcze okolicę i wrócili do domów.
Nazajutrz 19 czerwca zachęceni rozwojem wydarzeń oraz zapoznawszy się z książką o astronomii, w której znajduje się system sygnałów świetlnych opracowanych przez NASA na wypadek spotkań z pozaziemskimi inteligencjami, umawiają się we czworo na kolejną noc i zajmują miejsce na polanie widokowej. Rozpoczynają latarką nadawanie prostych sygnałów świetlnych w stronę nieba. Z czasem zaczynają pojawiać się świetliste kule, których jest więcej niż poprzednio. Świadkowie postanawiają zjechać szosą niżej w ich kierunku, lecz gdy jedna z kul podlatuje bliżej, cofają się na wstecznym biegu na parking i wyłączają światła samochodu.
Kule zbliżyły się do nich, a po pewnym czasie zauważyli po prawej stronie olbrzymi obiekt w kształcie cygara, którego końcowa część wisiała dosłownie nad samochodem. Wtedy usłyszeli warkot samolotów wojskowych. Nie jest jasne czy obiekt wtedy odleciał, czy znikł.
Po ok. godzinie czasu, gdy ustały przeloty nad tym rejonem ponownie pojawiło się cygaro, które emanowało niezwykłymi światłami i wyglądało jakby jego wnętrze było otwarte. Wyleciały z niego świetliste kule, które po chwili podleciały bliżej samochodu i zaczęły przybierać postać materialnych osobników. Było to kilkanaście postaci ubranych w peleryny, widocznych tylko od pasa w górę i unoszących się kilkadziesiąt cm na ziemią, które stały w dwóch rzędach i zaczęły zbliżać się do samochodu. Asystowały im z przodu pomarańczowe kule emitujące lekką mgiełkę.
Wszyscy byli przestraszeni, włączyli radio sądząc, że to „inwazja” mająca miejsce na całym świecie. Na wszystkich falach płynęła piękna, „niebiańska” muzyka. Tymczasem postaci były coraz bliżej samochodu, gdy nagle świadkowie usłyszeli warkot nadjeżdżającego motoroweru. Jego światło oślepiło na moment miejsce zdarzeń.
Postaci w tym momencie przekształciły się ponownie w jasne kule i odleciały do dużego obiektu, którego wnętrze mieniło się pięknymi kolorami. Główny świadek chciał natychmiast wracać do domu, jednak akumulator okazał się rozładowany i pozostała trójka świadków zmuszona była pchnąć wóz.
Rano postanowili powiadomić prasę i z dyżurnym reporterem pojechali z powrotem na miejsce obserwacji, gdzie znaleźli dziwny, długi na kilkadziesiąt i szeroki na dwa metry ślad obecny na polu, nad którym manewrował obiekt. Kłosy w tym miejscu były przygięte do ziemi, jakby „przeczesane olbrzymim grzebieniem”. Wieczorem tego samego dnia główny świadek w towarzystwie swojego ojca i dziennikarzy jedzie w miejsce obserwacji i zaczyna się autentycznie bać. Był tak mocno przestraszony, że momentami nie poznawał własnego ojca. Żadnych obiektów nikt nie widział, jednak świadek twierdzi, że widział je lecące nad samochodem. Następnie pojechał spać do mieszkania swoich rodziców, kiedy wyjrzał przez balkon powiedział „oni tu są” i zobaczył zarysy postaci i oczy podobne, do tego które widział na Górze św. Anny. Postać unosiła się nad balkonem, jednak rodzice jej nie widzieli.
Wystraszony świadek boi się wszystkiego, widzi kolejne materializujące się przed jego oczami postaci. W pewnym momencie czuje jakby te istoty odbierały mu energię, a przed upadkiem na podłogę ratuje go ojciec. Następnie wszystko się uspokoiło, a on spędził noc z głową pod kocem.
Następnego dnia rano przyjechali dziennikarze, którym przez kilka godzin z niepokojem i strachem opowiadał o swoich przeżyciach. Wieczorem postanawia znów spać u rodziców i prosi jedną z osób, z którą razem jeździli na Górę św. Anny, aby była z nim wieczorem. W mieszkaniu oboje zauważyli tajemnicze cienie na ścianach, następnie główny świadek zauważył trzy postaci materializujące się za telewizorem. Było widać głowę, ręce i oczy. Przestraszony, do świtu nie mógł spać.
W dzień wszystko się uspokoiło, świadek zaczął wracać do siebie i ustąpiły widoczne objawy manii prześladowczej. Po pewnym czasie świadek zaczął zgłaszać potrzebę poddania się regresji hipnotycznej. Taką próbę podjęto u profesjonalnego hipnoterapeuty, jednak świadek okazał się być nie podatny na hipnozę. Natomiast dwoje przyjaciół, którzy doznali „utraconego czasu” nie byli poddani regresji hipnotycznej.
Innymi niezależnymi świadkami opisywanych obserwacji świateł była załoga straży pożarnej ze Zdzieszowic, która była kilkukrotnie wzywana przez miejscową ludność do pojawień się na niebie „tajemniczych ogni”. Będąc na interwencji sami zobaczyli na niebie „taniec niezwykłych świateł”, a następnie zanotowali zakłócenia pracy silnika samochodu i awarię świateł. Po powrocie do bazy okazało się, że w niewytłumaczalny sposób spaliła się cała instalacja elektryczna samochodu. Jeszcze inni świadkowie z terenu Opolszczyzny donosili wówczas o obserwacji dziwnych kul świetlnych, a nawet o pogoni takiej kuli za samochodem.
Czyli ci, tak zwani zakapturzeni to obca cywilizacja o technologii o jakiej nawet nam się nie śniło?
Mogą nam projektować co chcą od doznań religijnych po licho wie co jeszcze? Mogą ingerować w sny i nie tylko.
Parę lat wstecz byłam pewna, że to istoty duchowe niezbyt nam przychylne
Wiem jedno, kto raz miał z NIMI styczność ONI będą wrzodem na d do końca ich dni
Cała sytuacja zaczęła się 15 czerwca i twala od niedzieli do momentu kulminacyjnego z czwartku na piątek.Ktos poprekrecal dni i opisał se podwójnemu już nie mówiąc że po przejechaniu motoru nagle z postaci nie zrobiły się kule tylko postacie stały w rzędzie obok obiektu i potem nagle wszystko znikło.Ktos raz pozmieniał sobie po kilka słów inny coś dopisał.i tak powielacie.Jestem osoba która tam była i to przeżyła czytają te opisy brak słów.Pomieszanie z poplątaniem .Już w TVN było wszystko okrojone bo brak czasu na dluginreportarz później co jeden to lepszy artykuł podawane słowa których nie było .pomieszane dni Może najpierw spruboeac dotrzeć do osób które to przeżyły a nie powielać co ktoś poprekrecal 😡 Bo nawet moje nazwisko nie jest moim 🤣🤣🤣
„Może najpierw spruboeac dotrzeć do osób które to przeżyły a nie powielać co ktoś poprekrecal”
A może to Pani skorzystałaby z informacji kontaktowych umieszczonych w dolnej części strony? Zamiast nam bezczelnie zarzucać, że „nie próbowaliśmy dotrzeć do świadków”. Poza tym, pod opisem zdarzenia jest wstawiony spis publikacji, w oparciu o które opis został sporządzony. Sprawa została zatem zbadana przez kilku niezależnych ufologów. Czy teraz będzie Pani zarzucać im umówienie się na przekazanie przekręconego opisu zdarzenia? Mogła Pani też poprosić o kontakt z autorem tego opracowania, Marcinem Stachurskim, i przedstawić mu swoją wersję zdarzeń.
Dzień dobry z chęcia chciałbym więc nawiązać kontakt z uczestnikiem tych wydarzeń.
Witam,
Z tego co mi wiadomo rejestracją powyższych zdarzeń zajmował się wyłącznie Janusz Zagórski ze „swoją” ekipą Forum Nowej Cywilizacji z Wrocławia. Powyższy opis – jak się okazało niestety zawierający błędy – został sporządzony na podstawie wyżej wymienionych artykułów. W uzupełnieniu do źródeł mogę podać, że zawarty w Kronice UFO 1997 (Krzysztof Piechota, Warszawa 1998) był artykuł dziennikarza Bogusława Mrukota „Kosmos nad amfiteatrem” opublikowany w Nowej Trybunie Opolskiej z dnia 27.06.1997 roku.
Czy Janusz Zagórski poprowadził sprawę do końca i kto popełnił błędy w swoich artykułach nie mi oceniać, ale za powielone błędy w relacji mojego autorstwa przepraszam świadków zdarzenia oraz czytelników. Zwracam się także z prośbą do pani Jagody o kontakt ze mną lub Damianem Trelą (który również posiada kontakt do głównego świadka zdarzeń z Opola – pana G.N). Może wspólnymi siłami uda się nam wyprostować powstałe błędy i rzetelnie przedstawić ten jakże ciekawy przypadek manifestacji nieznanego z 1997 roku.
Miejsce obserwacji to Góra św Anny. Wystarczy tam raz pojechać i zobaczyć że z tym miejscem jest coś nie tak. Klimat tajemniczości budzi taki niepokój że nie pozwala tam być zbyt długo.
Jakieś 5 – 6 lat po tym wydarzeniu na grillu w Zdzieszowicach strażak który jest powiązany z moją rodziną opowiadał o przypadku spalenia się całej elektryki w samochodzie… Zostali wezwani do świateł/płonącego lasu jednak tam nie dojechali ze względu na awarię wozu strażackiego… Coś tam jednak się działo nietypowego
Jak to „nie dojechali” jak w reportażu na ten temat (dostępny na yt.) jeden ze strażaków tam wysłanych właśnie relacjonował iż owszem, elektryka wozu uległa spaleniu jednak tuż po obserwacji zdarzenia i nawet pomimo tego wóz, o dziwo, dalej pracował. Pojechali, dojechali, zaobserwowali światła ale bez pożaru (dwukrotnie) następnie instalacja w wozie zaczęła się palić. Tak, w skrócie, to zrelacjonował. W razie faktycznej awarii w drodze poinformowaliby o tym kogo trzeba (musieliby!) i ten wysłałby (bo też by musiał) inny wóz do zdarzenia. Przypadek, jak zresztą każdy, interesujący ale jakoś pominięta jest pewna kwestia: „identycznych policjantów”. Słuchając pana będącego świadkiem miałem wrażenie iż jego wrażeniem było iż to nie byli w ogóle ludzie… Tutaj policjanci też ujęci są w cudzysłów. Ale nikt tego dalej nie drążył.