Niniejszy przypadek bardzo przypomina zdarzenie z Wrocławia z 4 września 1979 roku, gdzie w mieszkaniu zostały odkryte tajemnicze ślady spowodowane wysoko skoncentrowanym polem magnetycznym oddziaływającym na powierzchnię PCV.
Podobna rzecz miała miejsce w lipcu 1984 roku, gdy pewna rodzina wróciła z wczasów na Podkarpaciu do swego domu mieszczącego się na warszawskim Służewcu. Mieszkanie usytuowane jest na 12, najwyższym piętrze. Rodzina zmęczona podróżą położyła się spać. Rano około godziny szóstej zostały odkryte w domu małe, fioletowe, sześciopalczaste ślady stóp, wielkością zbliżoną do stóp niemowlaka. Ślady były na 4 cm długie i miały 2,5 cm w najszerszym miejscu, prowadziły od otwartego okna w pokoju, w którym spały cztery osoby. Ślady szły jeden za drugim i prowadziły w stronę terrarium z chomikiem syryjskim, znajdującym się pod telewizorem, około metr od okna. Śladów było dużo i wyglądały jakby ktoś dreptał w miejscu, ponieważ niektóre nakładały się na siebie. Następnie ślady prowadziły wokół terrarium i wyglądało jakby przybysz przeszedł się skrajem dywanu do otwartych drzwi do drugiego pokoju. Tu na podstawie odbitych kilku koło siebie śladów, stwierdzono, że się zatrzymał na chwilę, po czym powrócił do otwartego okna. Średni rozstaw stóp wynosił 12 cm. Obok okna znajdowały się trzy, małe okrągłe wgłębienia o średnicy około trzech cm, rozstawione ok 40 cm od siebie i wyglądały, jakby płytki PCV były w tym miejscu wprasowane pod wpływem ciepła. Ślady stóp nie dawały się zmyć, a im mocniej były szorowane, tym stawały się jaskrawsze i bardziej widoczne. Natomiast dywan nadawał się już tylko do wyrzucenia – fioletowych śladów nie dało się usunąć, a syntetyczny kauczuk, którym od spodu dywan był zgrzewany, zamienił się w twardą, kruchą i łamliwą masę w miejscach, po których przeszedł się przybysz. Stwierdzono, żeby taki efekt nastąpił, „kauczuk miałby być poddany silnemu promieniowaniu radioaktywnemu, które spowodowały jego polimeryzację.”
Wspomniany chomik o szóstej rano został znaleziony martwy, miał wyszczerzone zęby oraz podrapany łapką brzuch. Badający na miejscu niniejszy przypadek Kazimierz Bzowski, siedział i spisywał dane od świadków w miejscu, gdzie uprzednio znajdował się telewizor i terrarium (który po zdarzeniu został przeniesiony w inne miejsce). Po powrocie do swojego domu dostał silnych bólów brzucha, co skończyło się wezwaniem karetki. Badania w szpitalu nie wykazały żadnej przyczyny takie stanu, natomiast Kazimierz Bzowski przypuszczał, że efektem jego cierpienia mogło być nieznane promieniowanie, którym miało być trwale naświetlone miejsce w mieszkaniu świadków, gdzie przebywał.