Było to 20 sierpnia chyba 1979 r. (dziwna ta moja pamięć, bo miesiąc pamiętam dokładnie, a roku do końca nie jestem pewien). Mieszkałem wówczas na kwaterze u państwa B. i tamtego wieczoru razem z kolegą przebywaliśmy w pokoju, a gospodarz, ponad sześćdziesięcioletni mężczyzna, krzątał się na podwórku. Nagle usłyszeliśmy jego wołanie: “Chodźcie tu szybko!”
Wybiegłem razem z kolegą i podążyłem za wzrokiem Pana B. Na niebie widać było coś, co w pierwszej chwili wzięliśmy za samolot, ale natychmiast zrozumieliśmy swoją omyłkę. “To” było bez skrzydeł i miało kształt cygara. Kolor jakiś taki metaliczny, z tyłu snuł się dym albo coś podobnego. Ognia nie zauważyłem, okien również. Ten przedziwny pojazd leciał całkiem bezgłośnie – z północy na południe. Wkrótce zniknął nam z oczu.
Opowiedziałem o zaobserwowanym przez nas zjawisku w pracy, ale koledzy mi nie uwierzyli i wskutek tego incydentu jakiś czas miałem pseudonim “UFO”.
Chciałbym też dodać, że bodaj następnego dnia, w gazetach, ukazały się informacje o przelocie bolidu, gdyż zjawisko widziało wiele osób. Osobiście jestem przekonany, że nie był to żaden bolid. Może wtedy musieli tak mówić? Dziś już nie ma ograniczeń, dlatego go właśnie napisałem. Wierzę również, że nie wyrzucicie tej relacji do kosza.