21 stycznia 1959 roku ok. godz. 5-6 rano kilka osób, głównie pracowników portu oraz pracujących na statkach, widziało przelot kolistego lub półkolistego obiektu, a następnie jego upadek do morza do basenu portowego w Gdyni. Obiekt był koloru pomarańczowego z brzegami zabarwionymi na różowo, ciągnął za sobą krótką, rozgałęzioną, ognistą smugę. Od obiektu dochodził krótki dźwięk przypominający zgrzyt, jaki powstaje n. p. na skutek silnego tarcia o siebie dwóch metali. Po uderzeniu obiektu w wodę wytrysła ona na wysokość ok. 1,5 m. Kilka dni później strażnicy portowi znaleźli na plaży czołgającą, wyczerpaną z sił istotę. Miała ona prawdopodobnie spaloną część twarzy i włosy, i mówiła w nieznanym języku. Ubrana była w jednoczęściowy kostium nie przypominający znanych nam materiałów, wykonany raczej z cienkiego metalu. Różniła się od nas liczbą palców u rąk i nóg. Istotę zabrano na obserwację do szpitala w Gdyni. Kombinezon istoty, który wykonany był z wyjątkowo twardego metalu, udało się zdjąć dopiero przy pomocy nożyc metalowych. Zdjęto także bransoletką z nadgarstka tej istoty, która zaraz potem zmarła. Sekcja zwłok ujawniła istotne różnice w rozmieszczeniu organów wewnętrznych, oraz systemu krążeniowego, który został opisany jako spirala dookoła ciała. Następnie nieoczekiwanie szpital został zabezpieczony przez władze, w drzwiach postawiono straż, pojawiła się również ciężarówka wyposażona w chłodzący, dokładnie strzeżony kontener. Później ciężarówka ze swym ładunkiem odjechała prawdopodobnie do Instytutu badawczego w Moskwie.